Coraz bliżej święta. Jeśli jesteś ateistą, albo “wierzącym - niepraktykującym” zapewne spędzisz je w towarzystwie rodziny, wśród świątecznych dekoracji z motywem mikołajów, elfów i bałwanków. W tym szczególnym czasie warto jednak pomyśleć o udaniu się do kościoła.
Z Kościołem nie zawsze było mi po drodze - okresy obojętności przeplatane okresami nieco wymuszonego ożywienia związanego z Pierwszą Komunią i nauką w katolickim gimnazjum. Później afery pedofilskie, radykalizacja moherowych beretów, ojciec Rydzyk i ksiądz Natanek oraz dziwne i niejasne powiązania polityczno-biznesowe hierarchów Kościoła sprawiły, że wchodząc w dorosłość stałem się antyklerykałem. W ostatnich latach coraz wyraźniej dostrzegam jednak korzyści chodzenia do kościoła - korzyści, które występują niezależnie od tego, czy wierzysz w Boga, czy nie.
Kościół korzystny dla Ciebie
Według badań, osoby ubogie korzystające z nabożeństw częściej niż raz w tygodniu są szczęśliwsze od bogatych niepraktykujących.
Dla średniowiecznego chłopa, kościelne nabożeństwo były niesamowitym przeżyciem: Ogromna przestrzeń. Strzeliste wieże. Piękne witraże. Posągi i obrazy. Dźwięk kościelnych organów. To wszystko zapewniało niezwykłe wrażenia, jakże odmienne od trudów szarej codzienności.
Dziś kościół nie robi już na nas tak oszałamiającego wrażenia. Kościoły jednak nadal są szczytowymi osiągnięciami architektury i pięknymi miejscami, które warto odwiedzać.
W dzieciństwie często nudziłem się w kościele, prawdopodobnie dlatego, że rodzice nie wyjaśnili mi odpowiednio sensu i przebiegu Mszy Świętej. Jednak dla kogoś rozumiejącego te podstawowe kwestie, msza może być całkiem przyjemnym doświadczeniem
Nie jest to hedonistyczna przyjemność typu spotkania, imprezy, telewizja i media społecznościowe. Jednak w przeładowanym sensorycznie świecie kipiącym od rozrywki, reklamy i informacji, niedzielna msza może być sposobem relaksu i okazją do wytchnienia.
Ogromną zaletą kościoła jest to, że zapewnia on wiele możliwości uczestniczenia we wspólnocie. Przez większość historii ludzkości bycie częścią społeczności oznaczało bezpieczeństwo i możliwość rozmnażania, samotność zaś wiązała się z ryzykiem i zagrożeniem. To, że dobrze czujemy się będąc częścią wspólnoty jest jednym z podstawowych wniosków psychologii ewolucyjnej.
Najprostszym sposobem doświadczenia społeczności jest przebywanie razem z większą grupą ludzi. Jak podczas passeggiaty - włoskiego zwyczaju odbywania popołudniowych spacerów po mieście - patrzymy i oceniamy innych ludzi, będąc jednocześnie obserwowanym i ocenianym. Wszyscy wspólnie bierzemy udział w tej samej grze statusowej.
Podczas gdy socjolodzy załamują dziś ręce nad kryzysem relacji społecznych, to kościół pozostaje jedynym ogniwem spajającym razem pozostałe resztki lokalnych społeczności.
Pełne doświadczenia wspólnoty wymaga czegoś, co publicysta popularnonaukowy David Robson określił mianem wspólnej rzeczywistości. Koncepcja ta wyjaśnia dlaczego ludzie uwielbiają rozmawiać o łączących ich wartościach i przeżyciach oraz chętnie biorą udział w masowych uroczystościach i imprezach polegających na wspólnym tańcu, śpiewaniu i słuchaniu muzyki. W młodości często mamy okazję brać udział w tego typu wydarzeniach, jednak później praca, związek i dzieci sprawiają, że coraz bardziej skupiamy się na najbliższej rodzinie.
Kościół to doświadczenie wspólnej rzeczywistości dostępne dla każdego, za darmo. Umożliwia wspólny udział w rytuale, którego przebieg znają wszyscy uczestnicy, opartym na wspólnych przekonaniach i wartościach moralnych.
Tradycje wspólnego śpiewu niemal wyginęły we współczesnym świecie. Wspólny śpiew towarzyszy nam niezmiernie rzadko - na przyjęciach urodzinowych, przy ognisku w górach, na stadionach piłkarskich czy przy świątecznym stole (choć też nie zawsze).
Rytuały oparte na wspólnym śpiewie, recytacji i powtarzaniu lub odpowiadaniu na wezwanie prowadzącego są ważną częścią niemal każdej kultury plemiennej. Nasze mózgi przez setki tysięcy lat ewoluowały, by zapewnić nam przetrwanie i możliwość reprodukcji w plemionach łowców-zbieraczy. Możliwe jest więc, że posiadają one wciąż specjalne struktury sprawiające, że czujemy się dobrze biorąc udział w tego typu rytuałach, i źle, jeśli brakuje ich w naszym życiu.
Oglądając jakiś czas temu serial dokumentalny Netflixa Wśród Masonów zrozumiałem, że ta tajemnicza organizacja jest w istocie dziwacznym połączeniem obrzędów przypominających te znane z Kościoła Katolickiego z męską hierarchiczną grą statusową umożliwiającą zdobywanie kolejnych poziomów wtajemniczenia i wspinanie się po szczeblach organizacji, jak w wojsku lub korporacji.
Aby dołączyć do Masonerii konieczne jest wyznanie wiary w dowolną Istotę Wyższą (jest więc teoretycznie kompatybilna z każdą większą religią), natomiast wiedza i rytuały masońskie oparte są na mgliście określonych zasadach moralnych związanych z samorozwojem. Masoneria jest więc dowodem na to, że organizacja przypominająca Kościół może zapewniać poczucie celu, misji i satysfakcji swoim członkom niezależnie od istnienia i wiary w konkretny rodzaj bóstwa.
Kościół powstrzymuje nas również przed całkowitym odrzuceniem naturalnej sezonowości życia. Przed nadejściem nowoczesności, życie większości ludzi toczyło się zgodnie z rytmem pór roku i cyklu procesów rolniczych. Dziś jednak udało nam się wyrugować sezonowość z naszego życia. W naszych nowoczesnych, ogrzewanych i klimatyzowanych domach i miejscach pracy, każdy dzień jest taki sam: niekończący się kołowrotek pracy, zakupów, obowiązków rodzinnych, rozrywek i snu. Natomiast kalendarz liturgiczny i główne Święta kościelne wciąż oparte są o naturalny cykl pór roku.
Post i Adwent, okresy spokojnego oczekiwania poprzedzające najważniejsze Święta kościelne umożliwiają przeżywanie ich w sposób pełny i intensywny. Mam wrażenie, że laicyzm spowodował, że Święta przeżywamy w odwrotnej kolejności: zaczynamy świętować, gdy tylko świąteczne ozdoby pojawią się sklepach na kilka tygodni przed Świętami, natomiast kończymy świętowanie słowami “Święta, święta, i po świętach” wypowiadanymi smętnie po południu drugiego dnia Świąt.
Kościół pomaga nam w utrzymaniu prawidłowego porządku świętowania: spokojnego okresu przygotowań, oraz właściwych Świąt dopiero otwierających okres świętowania w kalendarzu liturgicznym. Przypomina jednocześnie, że Święta które obchodzimy nie są świętami mikołajów, elfów i bałwanków ani króliczków, jajek i kurczaczków - są pamiątką urodzin i śmierci Jezusa Chrystusa - człowieka uważanego przez wierzących chrześcijan za Syna Bożego, oraz filozofa, który stworzył podwaliny naszej zachodniej cywilizacji.
Kościół korzystny dla społeczeństwa
Moralność chrześcijańska być może nie jest najlepszą istniejącą filozofią moralną. Pamiętamy, jak wdrożenie jej w Europie na masową skalę wstrzymało postęp społeczny, naukowy i technologiczny w okresie średniowiecza na niemal tysiąc lat. Trudno jednak zaprzeczyć, że:
Moralność chrześcijańska jest prawdopodobnie jedną z lepszych doktryn moralnych.
Kościół potrafi bardzo skutecznie nauczać i propagować chrześcijańskie zasady moralne wśród społeczeństwa.
Rozwinięte kraje kultury zachodniej opartej na moralności chrześcijańskiej zapewniają najlepszą na świecie jakość życia, mierzoną poziomem wolności, zadowolenia i rozwoju gospodarczego.
Przyjrzyjmy się po kolei tym aspektom.
Moralność
Moralność chrześcijańska padła ofiarą najostrzejszej krytyki ze strony Nietschego oraz zwolenników jego filozofii. Współczesne chrześcijaństwo także uczy tego, co Nietsche określał mianem Moralności Niewolników, umożliwia jednak także wybitnym i aktywnym jednostkom działania zgodnie z promowaną przez Nietschego Moralnością Panów, pod warunkiem zachowania godności drugiego człowieka.
Chrześcijaństwo zapewnia zdrową mieszankę moralności męskiej - związanej z byciem jednostką przydatną społecznie - oraz kobiecej - podkreślającej rolę godności, szacunku i dobrego samopoczucia. W ten sposób, chrześcijaństwo stanowiło postęp wobec opartego wyłącznie na męskiej moralności systemu moralnego starożytnego Rzymu i innych dawnych imperiów, skutkującego powstaniem sztywnych podziałów klasowych i kastowych oraz niewolnictwa.
W słynnej książce The WEIRDest People in the World Joseph Heinrich opisał, jak chrześcijaństwo wyparło w Europie wcześniejszy model społeczny oparty na kulturze klanów rodzinnych kierowanych przez podstarzałych patriarchów pociągających za sznurki i kontrolujących zasoby materialne (model ten funkcjonuje do dziś w kulturach niechrześcijańskich), zastępując go indywidualizmem oraz silną pozycją rodziny nuklearnej (podstawowej komórki społecznej składającej się z rodziców oraz ich dzieci).
Według Jordana Petersona, psychologa i autora 12 Życiowych Zasad, pełne wdrożenie idei indywidualizmu było największym sukcesem kultury zachodniej, osiągniętym po blisko dwóch tysiącach lat zmagań, w momencie delegalizacji niewolnictwa w USA w drugiej połowie XIX. wieku.
Idea posiadania praw i niezbywalnych godności przez każdą istotę ludzką doprowadziła do uznania i uchwalenia wszelkiego rodzaju praw człowieka: od praw dziecka, kobiet i pracowników, do praw mniejszości etnicznych i seksualnych i współczesnej lewicowej ideologii równości.
Nauczanie
Jarosław Kaczyński powiedział kiedyś: “Nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół”. Zazwyczań nie zgadzam się ze słowami lidera PiS, jednak w tym przypadku wyjątkowo miał rację.
Bohater jednego z najlepszych filmów wszechczasów, Buntownik z Wyboru, krytykuje amerykański system kształcenia wyższego słowami:
Zmarnowałeś 150 tysięcy dolarów na zdobywanie wiedzy, którą mógłbyś posiąść za 1,5 dolara w opłatach za przetrzymanie książek w bibliotece.
Można spekulować, że Buntownik również miał rację, a ogromne kwoty czesnego są naprawdę opłatami za dyplom, kontakty i status społeczny. Jednak jakiś czas temu, spotkałem się z ciekawym opisem tłumaczącym dlaczego szkolnictwo wyższe, choć dalekie od ideału, i tak potrafi uczyć skuteczniej niż lektura podręcznika. Uczelnia zapewnia bowiem cały system wspierający skuteczność nauki: podręcznik, ćwiczenia, laboratoria, projekty, kolokwia, zwyczaje, rytuały, zasady, normy społeczne oraz grę statusową, nagradzającą za dobre wyniki i karzącą lub wykluczającą z gry za brak nauki.
Kościół zapewnia podobny system wspierający nauczanie moralne: podręcznik (Biblia), społeczność, sale i budynki, nauczanie, cotygodniowe wydarzenia z czytaniem podręcznika i wykładami nauczyciela, konsultacje (spowiedź) oraz system obrzędów i uroczystości towarzyszących w najważniejszych momentach życia, od urodzenia, przez wejście w dorosłość, małżeństwo, rodzicielstwo, aż do śmierci.
Skuteczność nauczania moralnego kościoła jest szczególnie istotna dla rodziców. Wszyscy chcielibyśmy wpoić naszym dzieciom odpowiednie zasady moralne. Jednak wpojenie innych zasad niż moralność chrześcijańska jest bardzo utrudnione - w tym przypadku, rodzic ma do dyspozycji jedynie podręcznik.
W praktyce, rodzic rezygnujący ze wsparcia Kościoła w nauce moralności chrześcijańskiej niestety skazuje swoje dzieci na moralny nihilizm.
Doświadczenie uczy, że aby być nonkonformistą, należy najpierw poznać zasady i nauczyć się grać zgodnie z nimi. To właśnie odróżnia pianistę jazzowego od osoby nieumiejącej grać na pianinie, wciskającej losowe klawisze, oraz awangardowego artystę od dziecka przypadkowo mażącego farbami po kartce papieru.
Warto więc skorzystać z możliwości instalacji domyślnego moralnego systemu operacyjnego kultury zachodniej jakim jest moralność chrześcijańska - nawet jeśli miałby posłużyć tylko do ściągnięcia i zainstalowania innego oprogramowania.
Kultura
Dochodzimy tu do tak zwanego argumentu kulturowego, który brzmi: ateiści powinni wspierać chrześcijaństwo, jeśli pragną nadal żyć w kulturze o charakterze chrześcijańskim - kulturze wolności, szacunku, piękna i moralności. W przeciwnym razie, mogłoby dojść do załamania wartości chrześcijańskich, co w dłuższym okresie pogorszyłoby również warunki życia ateistów.
Krytyka argumentu kulturowego sprowadza się często do odrzucenia praktyk chrześcijańskich jako opartych na fałszywych według ateistów wierzeniach. W tym przypadku wystarczy jednak dołożyć kolejną warstwę metaforyczną i użyć jej do interpretacji nauczania Kościoła i treści Biblii.
Bóg, Szatan, Aniołowie, Niebo, Piekło, Grzech, Zbawienie, Zmartwychwstanie, Królestwo Niebieskie, Sąd Ostateczny, Życie Wiecznie - wszyskto to można uznać za symbole i metafory prowadzące nas do celu jakim jest stworzenie idealnego społeczeństwa: Raju, lub Nieba na Ziemi. Dziś, w rozwiniętych krajach kultury zachodniej, jesteśmy bliżej osiągnięcia tej utopijnej wizji niż kiedykolwiek wcześniej.
Niemal każdy chrześcijanin (z wyjątkiem niezbyt rozgarniętych zwolenników teorii kreacjonizmu młodej Ziemi) rozumie, że opowieści z Księgi Rodzaju są mitami których nie należy interpretować w dosłowny sposób, są bowiem sprzeczne ze stanem naukowej wiedzy na temat powstania świata i człowieka. Zatem, ateiści mogą w ten sam sposób rozumieć i interpretować całość przekazu Biblii i nauki Kościoła.
Osobiście uważam, że w kwestiach uważanych przez nas za korzystne społecznie warto samemu dawać przykład. Jednak jeśli argumenty z pierwszej części tego tekstu nie przekonały Cię że chodzenie do kościoła byłoby dobre dla Ciebie, ale mimo to uważasz, że społeczeństwo funkcjonować będzie lepiej jeśli więcej osób będzie uczęszczać do kościoła, wystarczy jeśli polubisz lub udostępnisz ten tekst.
Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!
To że obrzędy i nabożeństwa powiązane są z wiarą jest oczywiste, cała narracja koscielno-religijna opiera się na tym fakcie.
W tym tekście postanowiłem jednak celowo oddzielić te dwie kwestie, by pokazać osobom slabo- i niewierzącym korzyści z praktykowania niezależne od kwestii wiary. Wiązanie kościoła i obrzędów z wiarą odpycha ateistow, których odpychają kwestie związane z czymś co uznają za irracjonalne przesądy. Dlatego chciałem pokazać że można całość obrzędów i praktyk kościoła potraktować jako ważny element tradycji i kultury. Nie musi dotyczyć to wyłącznie świecenia jajek, świątecznych spotkań przy stole czy nawet slubów i pogrzebów - tu najczęściej ateiści nie widzą problemu.
Dzięki za podzielenie się ważnymi, cennymi refleksjami. Komunia-wspólnota to oczywiście podstawa dla dobrego funkcjonowania społeczeństwa - ale podobne funkcje wprowadza np. harcerstwo. Zabrakło mi innego aspektu, a mianowicie tak ważnej dla człowieka potrzeby transcendencji, zapewne kluczowej dla rozwoju i siły ducha. Idziemy do kościoła nie tylko po to, by się spotkać i być razem (bo to teoretycznie możemy mieć i na koncercie, i na zebraniu), ale po to by wspólnie zwrócić się do absolutu oraz doświadczyć cudu Eucharystii. Wyznajemy credo - a więc współdzielimy wiarę. Trudno ten duchowy aspekt pominąć mówiąc o kościele. :-)