Z serii You Can Dance:
Epizod 1: Dos Mundos
Minął grudniowy adwent i rodzinne święta. Jedni z nas planują teraz szalone sylwestrowe i karnawałowe zabawy. Inni myślą o noworocznych postanowieniach, w nowym roku często pragniemy ruszać się więcej i ważyć mniej. Jest jednak coś, co łączy znakomicie ruch i dobrą zabawę: taniec towarzyski.
Ci z Was należący do nietańczącej większości pomyśleli teraz pewnie “Co? Taniec? Niee, to nie dla mnie…”. Dlatego postanowiłem napisać parę słów o blaskach i cieniach tańca towarzyskiego, na podstawie analizy kulturowych, społecznych i psychologicznych aspektów tańca, własnych doświadczeń z tanecznego parkietu oraz opinii i historii zasłyszanych wśród tańczących znajomych.
W pierwszej części omówimy kulturowe uwarunkowania, mity i stereotypy związane z tańcem. W kolejnej, przyjrzymy się czynnikom psychologicznym i społecznym związanym z praktykowaniem popularnych rodzajów tańców użytkowych.
Gorące rytmy
Pomimo wielu zalet, w Polsce taniec nadal pozostaje hobby bardzo niszowym. Z punktu widzenia geografii, trudno się dziwić: popularność tańca wydaje się odwrotnie proporcjonalna do szerokości geograficznej.
Prawie wszystkie funkcjonujące współcześnie w kulturze zachodniej rodzaje tańców towarzyskich powstały w Ameryce Południowej, Afryce, krajach śródziemnomorskich, oraz USA (z niewątpliwym udziałem imigrantów z wyżej wymienionych obszarów). Trudno natomiast byłoby sobie nawet wyobrazić popularny taniec towarzyski pochodzenia skandynawskiego.
Klimat jest więc czymś, co warunkuje skłonność do kontaktu fizycznego w relacjach społecznych z osobami spoza grona najbliższej rodziny, nie tylko w tańcu: Włosi i Hiszpanie w gronie przyjaciół i znajomych nie wstydzą się czułych uścisków, podczas gdy stereotypowi Szwedzi i Finowie spoglądają na czubki własnych bądź cudzych butów.
Odmienne podejście do tańca w różnych kulturach świetnie pokazuje film Dwóch Papieży. Widzimy w nim kardynała Jorge Bergoglio tańczącego tango (normalnie - z kobietami). Gdy temat pojawia się w rozmowie z Benedyktem XVI, przyszły papież Franciszek stwierdza: “Jestem Argentyńczykiem - piłka nożna i tango są obowiązkowe.”, a później nawet próbuje nauczyć Benedykta kilku podstawowych kroków:
Dla Benedykta XVI (oraz większości widzów z krajów nietańczących) to, że 75-letni kardynał Kościoła Katolickiego miałby regularnie odwiedzać kluby taneczne wydawało się szokujące. Natomiast dla Franciszka nie było to nic nadzwyczajnego.
Gwoli ścisłości wypada dodać, że historia ta jest koloryzowana: Franciszek rzeczywiście tańczył, ale w młodości (do zapamiętania: filmy i seriale biograficzne często nie przedstawiają całej prawdy). Nadal jednak jest entuzjastą tanga, słucha muzyki tangowej, a z okazji jego 78. urodzin setki tancerzy zatańczyły dla niego na placu św. Piotra.
Od wielkiego dzwonu
Polska znajduje się w samym centrum Europy, pomiędzy Skandynawią a Morzem Śródziemnym. Jednak podejście Polaków do tańca nie jest prostą wypadkową południowej otwartości i północnego introwertyzmu.
W Polsce, taniec jest czymś, co uświetnia okazję. Jest jak najlepszy garnitur lub sukienka, których nie zakładamy ani na co dzień, ani nawet raz w tygodniu, na sobotnie spotkanie ze znajomymi lub niedzielną mszę. Jak fajerwerki, których huk w sylwestrową noc zagłusza wycie psów pozamykanych w łazienkach, na szczęście tylko raz w roku.
To studniówkowy polonez i pierwszy taniec pary młodej. To Polskie Tańce Narodowe z okazji Święta Niepodległości i pokaz tańca ludowego w wykonaniu lokalnego zespołu z Gminnego Ośrodka Kultury podczas dorocznego festynu.
Tradycyjne, huczne wesele jest wydarzeniem wyjątkowym między innymi dlatego, że dla wielu dorosłych Polaków jest w zasadzie jedyną okazją do tańca. Bale sylwestrowe i karnawałowe są również okazjami wyjątkowymi, odbywają się bowiem jedynie w krótkim okresie na początku roku.
Praktykowanie tańca towarzyskiego regularnie, jako hobby, stoi więc w sprzeczności z wyjątkowością tańca w naszej narodowej świadomości zbiorowej.
Taniec (nie tylko) z gwiazdami
Mogłoby się wydawać, że bijące rekordy popularności telewizyjne programy taneczne takie jak Taniec z Gwiazdami czy You Can Dance ogromnie przyczyniły się do popularyzacji tańca i sprawiły, że szkoły tańca wyrosły w Polsce jak grzyby po deszczu.
Osobiście uważam jednak, że programy te uczyniły z telewizyjnego ekranu szklany sufit, tworząc wrażenie, że taniec jest czymś dla młodych, pięknych i zdolnych, dla celebrytów i influencerów, a zwykłym zjadaczom chleba wypada co najwyżej podziwiać ich taneczne popisy na ekranach telewizorów.
Ponadto, indywidualny format programu You Can Dance odwrócił uwagę telewidzów od tańca towarzyskiego w ogóle, kładąc większy nacisk na występy solo lub grupowe (co akurat dobrze odzwierciedla rodzaje tańca popularne wśród dzieci i młodzieży). Taniec z Gwiazdami sprawił natomiast, że taniec towarzyski zaczął kojarzyć się wyłącznie ze stanowiącym jego podzbiór tańcem turniejowym - a więc z profesjonalizmem, perfekcjonizmem, trudną choreografią, Polskim Towarzystwem Tanecznym, biurokracją, kategoriami, punktami, rywalizacją, ostrymi ocenami jurorów. Słowem - wszystkim, poza dobrą zabawą w rytmie muzyki.
Tymczasem drugą stroną tańca towarzyskiego jest taniec użytkowy - mnogość gatunków tańca niepodlegających rygorom międzynarodowych i krajowych federacji, chodzi w nich przede wszystkim właśnie o dobrą zabawę.
O specyfice popularnych gatunków tańca użytkowego napiszę więcej w kolejnej części.
Najpierw kobiety i dzieci
W filmach komediowych i występach kabaretowych pojawia się czasem motyw żony, która uparcie próbuje wyciągnąć męża z domu, aby “wyjść potańczyć”. Mąż albo stawia opór, albo w tajemnicy sam zapisuje się na kurs tańca (co, w domyśle, ma być świadectwem wielkiego wysiłku i poświęcenia z jego strony), by pewnego dnia sprawić spragnionej tańca żonie miłą niespodziankę.
Taki stan rzeczy można tłumaczyć kompleksami i zazdrością przysłowiowego męża. Są jednak dwie kwestie sprawiające, że taniec towarzyski bywa dziś postrzegany za coś niemęskiego.
Rodzice pragnący zapewnić dzieciom niezbędną dawkę ruchu wysyłają na zajęcia taneczne dziewczynki, chłopcy w tym czasie trenują piłkę nożną albo judo. Odwrócenie tego schematu jest poza oknem Overtona, stwarza więc dla dziecka wiele problemów (patrz film Billy Elliot). Podział dziecięcej aktywności fizycznej na chłopięcy sport i dziewczęcy taniec przypuszczalnie skutkuje dodatkowym uprzedzeniem do tańca wśród dorosłych mężczyzn.
Następnie, telewizyjna popularność tańca turniejowego sprawia, że stereotypowy wizerunek tancerza nie przystaje do ogólnie przyjętych standardów męskości: szczupła sylwetka, szerokie spodnie i obcisłe, prześwitujące koszulki z ogromnymi jak na standardy męskiego ubioru dekoltami - strój odwracający pożądane proporcje męskiej sylwetki i mogący budzić homofobiczne skojarzenia. Ruchy tancerzy turniejowych subiektywnie też można uznać za niemęskie, czasami nie różnią się one od tych wykonywanych przez ich partnerki.

Problem ten nie dotyczy jednak tańców użytkowych, w przypadku których tancerze zazwyczaj wyglądają, ubierają i poruszają się normalnie, jak na mężczyznę przystało.
Przemiany kulturowe powoli redefiniują role kobiet i mężczyzn także w świecie tańca towarzyskiego. Jednak ogromna większość interakcji tanecznych wciąż odbywa się zgodnie z tradycyjnym schematem, w którym rola mężczyzny jest aktywna i dominująca: partner wybiera partnerkę i prosi ją do tańca, następnie prowadzi ją w tańcu, a ona podąża za jego prowadzeniem. Cóż mogłoby być bardziej męskiego?
W klubie disco mogę robić wszystko
Kolejną kwestią zniechęcającą dorosłych do tańca towarzyskiego jest postrzeganie kwestii tańca przez pryzmat własnych doświadczeń z młodości: szkolnych dyskotek, a później klubów muzycznych. Jednak imprezy taneczne organizowane w celach tańca towarzyskiego różnią się od imprez młodzieżowych w wielu kluczowych aspektach, które można podsumować jako wyższy poziom kultury.
Nauka umiejętności tańca jest sama w sobie elementem kultury, wpływającym na poziom satysfakcji. Na pytanie o przyjemność z gry na instrumencie muzycznym, twierdząco odpowiedzą jedynie osoby potrafiące na nim grać. Podobnie jest z tańcem: “Taniec nie sprawia mi przyjemności” - odpowie osoba, która najczęściej tańczyć po prostu nie potrafi.
Z perspektywy kogoś, kto opanował podstawy przynajmniej jednego tańca użytkowego, “taniec” na imprezach młodzieżowych przypomina mi “grę na pianinie” dziecka uderzającego przypadkowo pięściami w klawisze instrumentu - można w ten sposób pobawić się chwilę, ale nie ma w tym żadnej większej wartości. Może jednak stanowić wstęp do rozwoju prawdziwych umiejętności.
Różnica dotyczy też kultury osobistej. Kluby muzyczne pod tym względem nie kojarzą się najlepiej: zatłoczony parkiet pełen osób o różnym stanie upojenia alkoholowego, na którym zawieszeniu ulegają normy społeczne i czasami dochodzi do scen dantejskich.
W przypadku tańca towarzyskiego, instruktorzy uczą nie tylko kroków i figur, ale także zasad obowiązujących na parkiecie. Dzięki temu tancerze wiedzą, jakich zachowań unikać, tancerki natomiast potrafią odmówić tańca, bądź przerwać go, jeśli nieokrzesany partner posunąłby się za daleko.
Czy można się dobrze bawić na imprezie bez alkoholu? Taniec towarzyski jest jedną z odpowiedzi na to odwieczne pytanie. Na imprezach organizowanych przez szkoły tańca najczęściej można przynosić i spożywać dowolne trunki, nawet wysokoprocentowe. Jednak najpopularniejszym napojem jest woda mineralna, a mniejszość spożywająca alkohol zazwyczaj ogranicza się do kilku łyków piwa lub wina - praktykujący tancerze dobrze wiedzą, że od większej ilości alkoholu plączą się nogi.
Dobry obyczaj nakazuje przyjęcie zaproszenia do tańca przez partnerkę i wspólny taniec przynajmniej do końca utworu. Bardzo niewielkie ryzyko odrzucenia na starcie sprawia, że tancerze nie muszą przełamywać własnych oporów i wspomagać się w tym alkoholem, jak młodzi mężczyźni w klubach muzycznych.
Odwiedzając w czasie studiów kluby muzyczne nierzadko miałem wrażenie, że coś jest nie tak: towarzystwo nie bawi się tak dobrze jak oczekiwałem, a w powietrzu jest ciężka, mroczna atmosfera, mieszanka oparów alkoholu, strachu (u chłopaków - przed podchodzeniem do dziewczyn, u dziewczyn - przed agresywnymi i nietrzeźwymi samcami) i rozmijających się, niespełnionych oczekiwań (chłopaków - poszukujących przygody i dziewczyn - czekających na księcia z bajki). “Dlaczego to wszystko nie wygląda tak, jak w teledyskach do utworów, które lecą z głośników?” - myślałem.
Gdy kilka lat później przypadkowo znalazłem się na imprezie tanecznej w jednej ze znanych krakowskich szkół tańców latino, ze zdziwieniem pomyślałem - “To właśnie wygląda DOKŁADNIE tak jak w teledyskach!”. Zobaczyłem szczęśliwych ludzi bawiących się świetnie przy dźwiękach muzyki. Atmosfera przypominała bardziej koncert rockowy niż klubowy parkiet.
Wtedy to właśnie odkryłem, że świat, który znałem z ekranu telewizora i smartfona, w którym kobiety są prawdziwie kobiece a mężczyźni prawdziwie męscy, i wszyscy wspólnie bawią się świetnie w rytmie muzyki naprawdę istnieje - to nie żaden fejk, wytwór popkulturowych spindoktorów ani sztucznej inteligencji. Co więcej, szklany sufit elektronicznego ekranu oddzielający ten świat od prawdziwego świata naszej codzienności tak naprawdę nie istnieje - praktycznie każdy, kto ma czas i chęci, może zagościć w tej magicznej krainie.
Niedługo później razem z żoną zapisaliśmy się na kurs bachaty.
Za młodzi, za starzy
Skojarzenia z imprezami młodzieżowymi skutkują również postrzeganiem tańca towarzyskiego jako zabawy głównie dla singli. Jednak to skojarzenie, przynajmniej w warunkach polskich, jest w dużej mierze uzasadnione. Większość osób, jakie spotkaliśmy na bachatowych kursach i imprezach stanowili młodzi, pracujący single przed trzydziestką. Pary i osoby w średnim wieku pojawiały się rzadziej, podobnie jak nastolatkowie i studenci - nauka tańca kosztuje, wymaga wykrojenia trzycyfrowej kwoty z miesięcznego budżetu, bądź możliwości skorzystania z dobrodziejstwa zapewnianego przez pracodawcę Multisportu.
Sytuacja wygląda inaczej w krajach bardziej tanecznych. Będąc w Hiszpanii udało nam się odwiedzić dyskotekę latino na przedmieściach Malagi. Na miejscu okazało się, że tancerzy i tancerek w średnim wieku jest tyle samo, co młodych. Jednak podziały pokoleniowe dały o sobie znać - grupy młodych i starszych bawiły się na oddzielnych parkietach.
Choć w Polsce na kursach i imprezach dominują single, para żyjąca w stałym, monogamicznym związku również może czerpać wiele satysfakcji z tańca towarzyskiego - niestety jednak nie każda.
Po pierwsze, taniec wymaga od partnerów życiowych wzajemnej szczerości i zaufania. Nie jest to więc dobre hobby dla par znajdujących się w kryzysie. Wyzwania, jakim musi stawić czoła para chcąca czerpać pełnię satysfakcji z tańca towarzyskiego to trudny temat, który postanowiłem rozwinąć w kolejnej części.
Drugą, bardzo liczną kategorią par, którym taniec towarzyski może sprawić spore trudności są rodzice małych dzieci. Pisałem wcześniej o polikryzysie trzydziestolatków, który niemalże w jednej chwili potrafi pozbawić młodych ludzi czasu, pieniędzy i energii. Zjawisko to wyjaśnia, dlaczego na parkietach tanecznych częściej niż trzydziestokilkulatków widywałem osoby 40+.
Standardowe kursy tańca odbywają się w dni robocze w godzinach od 17 do 21. Dla zapracowanych rodziców to cenny czas od odebrania dzieci ze żłobka i przedszkola do przygotowania ich do snu - kilka godzin, które rodzina może spędzić w komplecie. Nawet dysponując wsparciem ze strony dziadków, mało którzy rodzice zdecydują się dziś na hobby sprawiające, że przez choćby jeden w dzień w tygodniu prawie w ogóle nie widzą się z dziećmi. Alternatywą są tzw. crashe - skumulowane, kilkugodzinne kursy weekendowe oraz zajęcia indywidualne, ale i tu problemem może być brak czasu i konieczność zapewnienia dzieciom opieki.
Oczywiście można też ćwiczyć w domu, próbując naśladować tancerzy z Youtube i kursów online, ale to trochę jak pisanie wierszy do szuflady, samotne granie na instrumencie zamiast występowania na scenie przed publicznością, czy lizanie cukierka przez papierek - to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej.
Co za dużo, to… zdrowo?
Dla osób znajdujących się w odpowiednim miejscu w życiowej czasoprzestrzeni, po odrzuceniu kulturowych stereotypów i uprzedzeń, taniec towarzyski może okazać się wyjątkowym zajęciem, mającym w zasadzie wyłącznie pozytywne strony.
Taniec spełnia wszystkie wymienione przez Cala Newporta w “Cyfrowym minimaliźmie” kryteria “wysokiej jakości wypoczynku”: jest czynnością o charakterze fizycznym i kreatywnym, odrywającą od cyfrowego ekranu i wymagającą kontaktu społecznego oraz dołączenia do stowarzyszenia lub grupy (na kursie tańca). Singlom niezwykle ułatwia poznawanie młodych, atrakcyjnych osób płci przeciwnej o tych samych zainteresowaniach i należących do tej samej, wielkomiejskiej, Multisportowej średniej klasy społecznej. Jest także umiarkowanie intensywnym ćwiczeniem aerobowym angażującym wszystkie partie ciała, stanowiącym jednocześnie formę dobrej zabawy. Dzięki temu, w odróżnieniu od sportu, nie wymaga dodatkowej motywacji do rozpoczęcia i utrzymania regularnych treningów i w zasadzie nie grozi kontuzjami. Do tego angażuje obszary mózgu związane z przetwarzaniem obrazu, dźwięku, ruchu oraz emocji. Jako element kultury, w wyjątkowy sposób umożliwia stanie się twórcą, tworzywem, utworem i odbiorcą jednocześnie. Wreszcie, jest tani - kilkadziesiąt złotych miesięcznie za dofinansowany przez pracodawcę Multisport umożliwia uczestniczenie w zajęciach choćby i codziennie, a bilet wstępu na imprezę taneczną kosztuje mniej, niż dwa piwa na mieście.
Doświadczenie życiowe uczy, ze wszystko, co interesujące, ma jakieś drugie dno, zapisany drobnym druczkiem ukryty koszt. Co za dużo, to niezdrowo - sport powoduje kontuzje, jedzenie tuczy, alkohol sprawia, że budzimy się z kacem. Logika podpowiada, że z tańcem powinno być podobnie. Gdzie jest haczyk?
Otóż haczyk polega na tym, że… go nie ma! Taniec w istocie ma bowiem praktycznie same plusy. Jednak na tym właśnie polega pierwsza pułapka tańca towarzyskiego.
Ukryte koszty innych interesujących aktywności zapewniają ujemne sprzężenie zwrotne (za dużo → niezdrowo → mniej!). Taki układ, jak zwykłe wahadło, ma tendencję do samoregulacji - po wychyleniu samoistnie powraca do punktu równowagi.
Ogrom zalet tańca i brak ukrytych kosztów skutkuje dodatnim sprzężeniem zwrotnym (za dużo → zdrowo! → jeszcze więcej!) - im więcej tańczysz, tym bardziej chcesz tańczyć - jak odwrócone wahadło, które po odchyleniu od pionu rozpędza się coraz bardziej.
Czy to oznacza, że najlepiej byłoby tańczyć non stop, do utraty tchu? Poznałem i takich, co próbowali - codzienne zajęcia, imprezy, festiwale, warsztaty ze światowymi gwiazdami, wakacyjne wyjazdy. Nie trudno jest dać się pochłonąć, gdy odkryje się żyłę złota i faktycznie nie ma się NIC LEPSZEGO do roboty.
Oczywiście, nie tędy droga. Błąd polega na rozpatrywaniu kwestii tańca w izolacji, pomijając holistyczne spojrzenie na całokształt aktywności życiowej. Taniec to tylko wypoczynek i rozrywka. Skupianie się na zaletach tańca i poświęcanie mu w ten sposób coraz więcej czasu sprawia, że pozostaje go coraz mniej na inne ważne i wartościowe aktywności: spędzanie czasu z rodziną, nietańczącymi znajomymi i przyjaciółmi, rozwój zawodowy, czytanie książek - u tancerzy, którzy poszli na całość, to wszystko idzie w odstawkę.
Na tym właśnie polega drugie, ukryte znaczenie prawdy “Co za dużo, to niezdrowo” - prawdopodobnie najważniejsza rzecz, jakiej nauczyła mnie przygoda z tańcem.
Teleekspresowa Galeria Ludzi Pozytywnie Zakręconych pokazywała kiedyś, że nawet najdziwniejsze hobby może okazać się niezwykle wciągające. Jednak w przypadku tańca bilans zysków i strat jest wprost niebywale korzystny, dlatego dodatnie sprzężenie zwrotne działa tu niezwykle silnie.
Sterowanie układem z dodatnim sprzężeniem zwrotnym nie należy do zagadnień trywialnych. Najpierw należy znaleźć optimum, punkt równowagi chwiejnej, co nie zawsze jest łatwe - taniec pod tym względem bardziej niż modelowe wahadło przypomina asymetryczne głazy, z których niebywale cierpliwi ludzie potrafią budować konstrukcje wydające się przeczyć prawom fizyki - a następnie delikatnymi ruchami kompensować działanie zewnętrznych zawirowań, by utrzymać pion. Każdy, kto próbował utrzymać długopis lub inny podłużny przedmiot na czubku palca wie, że to zadanie trudne - ale wykonalne.

W kolejnej części, przyjrzymy się bliżej temu, co dzieje się w głowach tancerzy i zastanowimy się jaki styl tańca jest dla kogo.
Życzę wszystkim udanej sylwestrowej i karnawałowej zabawy, a w ramach noworocznych postanowień przynajmniej rozważenia rozpoczęcia przygody z tańcem towarzyskim.
Czytaj dalej: You can dance. Ep. 2: Bachamore
Jeśli podoba Ci się ten tekst, zapraszam do subskrybowania oraz udostępniania. Komentarze i sugestie mile widziane - zapraszam również do kontaktu przez Facebook lub LinkedIn.