Z serii Tajemnice Manosfery
Epizod 1: W Multiwersum Obłędu
Czas potrzebny na przeczytanie: ok. 13 min.
Z pamiętnika incela - cz. 1
Od wielu lat żyje w szczęśliwym małżeństwie, myślę więc że na tym etapie nie będzie już wstydem przyznać, że jako nastolatek z dziewczynami nie radziłem sobie najlepiej. Podstawówka i gimnazjum były pasmem fatalnych zauroczeń, w których fantazjowanie o byciu razem uniemożliwiało jakiekolwiek skuteczne działanie w tym kierunku. W liceum udało mi się kilka razy umawiać na randki z koleżankami, jednak w każdym przypadku nic z tego nie wyszło.
Przejście z liceum pełnego koleżanek na uczelnię techniczną zdominowaną wtedy przez studentów płci męskiej znacząco zmniejszyło moje szanse na poznanie partnerki w moim najbliższym otoczeniu. Wydawało mi się, że czas ucieka, a stojąc w miejscu cofam się - koleżanki znikają na stałe w długich związkach, a te które pozostają wolne będą wymagać od potencjalnego partnera dojrzałości i doświadczenia.
To wszystko było przyczyną ogromnych kompleksów, z powodu których na początku studiów moja samoocena była bardzo kiepska. Dziś zdaję sobie sprawę, że wielu nastolatków przeżywało i nadal przeżywa w tym wieku podobne problemy, jednak wtedy wydawało mi się, że tylko ja mam tak wyjątkowego pecha, że z jakiegoś powodu przydarzyło się to wyłącznie mnie.
Dlaczego jako nastolatek radziłem sobie w tych sprawach tak kiepsko? Prawdopodobnie byłem po prostu mało atrakcyjny, zarówno fizycznie - chudy, średniego wzrostu, z bardzo długimi włosami - jak i społecznie - brak kontaktu z rówieśnikami w dzieciństwie i długie nadrabianie zaległości w podstawówce, później problemy rodzinne które uderzyły w najtrudniejszym okresie dojrzewania.
Do wściekłości doprowadzały mnie pojawiające się od czasu do czasu alarmujące doniesienia o wciąż spadającym przeciętnym wieku inicjacji seksualnej nastolatków - miałem wrażenie, że dotyczą one wszystkich oprócz mnie. Prawdopodobnie nie dotyczyły jednak one również dużej części osób z mojego otoczenia - uczniów najlepszych krakowskich gimnazjów i liceów.
Trzy lata temu raper Mata zszokował opinię publiczną utworem Patointeligencja opowiadającym o patologiach wśród uczniów elitarnych warszawskich liceów. Kilkanaście lat temu w Krakowie sytuacja wyglądała jednak zupełnie inaczej - trudno powiedzieć czy to znak czasów i przesunięcie Okna Overtona, czy po prostu oczywista dla każdego krakusa moralna wyższość Krakowa nad Warszawą. Co prawda my również chodziliśmy na piwo, ale poza tym byliśmy względnie bezproblemowi.
Seks był wtedy prawdziwym tematem tabu - “don’t ask, don’t tell”: koledzy w związkach nie chwalili się tym, co robią z partnerkami na osobności, a my, single, nie wypytywaliśmy ich o to. Odmieniane dziś przez wszystkie przypadki zjawisko Hookup culture prawdopodobnie nie istniało w tym środowisku - z liceum nie pamiętam nawet ani jednej plotki o tym, że ktoś rzekomo się z kimś przespał. Z drugiej strony, być może dochodziło do rzeczy o których nie miałem pojęcia funkcjonując na uboczu, w hermetycznym kręgu bliskich znajomych. Czasami jednak zastanawiałem się, co by było, gdybym zamiast do dobrych krakowskich szkół trafił do małomiasteczkowego gimnazjum, w którym uczniowie po lekcjach grali w Słoneczko lub amerykańskiego liceum z American Pie.
Wkraczając w dorosłość byłem więc incelem - młodym mężczyzną żyjącym w “celibacie mimo woli”. Nic dziwnego, że w tej sytuacji byłem szczególnie narażony na kontrowersyjne ideologie wspólnie określane mianem manosfery.
Kiedyś to było, nie to co tera
Manosfera jest stosunkowo świeżym fenomenem. Czy to oznacza, że w dawnych czasach mężczyźni byli lepsi, bardziej zaradni i nie było żadnych inceli i innych dziwaków?
W erze przedindustrialnej większość meżczyzn pracowała w miejscu zamieszkania - jako rolnicy i drobni rzemieślnicy. Na początku rewolucji przemysłowej, pierwsi przemysłowcy zauważyli, że ze względu na cechy charakteru to kobiety są lepszymi pracownikami fabryk, natomiast zarządzanie mężczyznami okazało się bardzo trudne. Stąd 200 lat temu zrodziła się dominująca do dziś koncepcja pruskiego systemu edukacji. Jej celem było wykształcenie nowych pokoleń robotników dla fabryk, realizowane poprzez promowanie u uczniów cech kobiecych - uległości, konformizmu i współpracy - kosztem cech męskich - niezależności, samodzielności i skłonności do ryzyka.
Współcześnie, sytuacji nie poprawia feminizacja zawodu nauczyciela (80-90% w Polsce i innych krajach europejskich) oraz selekcja negatywna w tym zawodzie. To wszystko sprawia, że nastoletni chłopcy mają ekstremalnie małe szanse na napotkanie na swej ścieżce edukacyjnej ambitnych i kompetentnych pedagogów płci męskiej, którzy niczym profesor Keating ze “Stowarzyszenia Umarłych Poetów” próbowaliby nauczyć ich czegoś więcej niż tylko materiału z podstawy programowej.
Inną niekorzystną dla młodych mężczyzn cechą pruskiego systemu edukacji jest nauczanie w podziale na klasy według roczników. Sprzyja to ograniczaniu się do narzuconego przez system kontaktu z grupą rówieśników. Efekt ten, w połączeniu z erozją więzi społecznych w społecznościach lokalnych, fragmentacją i zmniejszaniem się rodzin oraz późniejszym wchodzeniem na rynek pracy sprawia, że dorastający chłopcy w okresie dojrzewania często nie mają kontaktu ze starszymi o kilka lat mężczyznami, którzy mogliby pełnić rolę mentorów uczących ich kim jest prawdziwy mężczyzna.
Relacja mentorska, w której młodszy mężczyzna może otworzyć się i szczerze opowiedzieć o swoich problemach wymaga otwartości, szczerości i wzajemnego zaufania. Różnice pokoleniowe oraz pozycja autorytetu utrudniają więc stworzenie tego typu relacji z ojcem lub nauczycielem. W gronie rówieśników trudno znaleźć kogoś rozwiniętego i doświadczonego na tyle, by mógł pełnić rolę mentora dla innych. Młodzi mężczyźni z problemami społecznymi są więc ostatecznie pozostawieni sami sobie.
Multiwersum obłędu
Wspólnym mianownikiem łączącym nurty Manosfery jest analogia do Matrixa, w której prawda objawiona brzmi: współczesne normy społeczne (szczególnie dotyczące relacji damsko-męskich) zostały zdominowane przez feminizm i podporządkowane wymaganiom i potrzebom kobiet. Tak jak w filmie, odkrywszy prawdę można zażyć jedną z kolorowych pigułek, odpowiadających różnym możliwym konsekwencjom tego objawienia:
Niebieska (Bluepill) - Odrzucenie prawdy i dalsze życie w Matrixie.
Oznacza odrzucenie wszystkich nurtów manosfery i życie zgodnie z narzuconymi przez społeczeństwo zasadami.Czerwona (Redpill) - Zaakceptowanie prawdy i dostosowanie się do życia w prawdziwym świecie.
Oznacza samorozwój i zdobywanie umiejętności społecznych umożliwiających zdobycie przewagi. W praktyce realizowana przez społeczność PUA, czyli artystów podrywu, starających się rozwinąć umiejętności podrywania i uwodzenia kobiet.Czarna (Blackpill) - Zaakceptowanie prawdy, ale bez dostosowania się do niej. Oznacza nihilizm, defetyzm i mizoginizm. W praktyce realizowane przez społeczność radykalnych inceli.
Biała (Whitepill) - Podobnie jak Blackpill, ale w wersji stoickiej - spokojna akceptacja prawdy. Realizowana przez środowiska umiarkowanych inceli.
Fioletowa (Purplepill) - Kompromis pomiędzy Redpill i Bluepill.
Oficjalnie do manosfery zalicza się też kilka społeczności “bezpigułkowych”:
Men Going Their Own Way (MGTOW) - Społeczność mężczyzn, dla których rozwiązaniem problemu jest życie w odosobnieniu, z dala od kobiet i feministycznie nastawionego społeczeństwa.
Men’s Rights Movement (MRM) - Aktywiści walczący o prawa mężczyzn, zwracający uwagę na problemy takie jak prawa do opieki nad dziećmi po rozwodzie czy przypadki psychicznej i fizycznej przemocy kobiet wobec mężczyzn.
Zgłębiając ciemne zakątki zakamarki internetu udało mi się jednak odkryć jeszcze inne społeczności mężczyzn, których etos również pasuje do manosfery:
Społeczności klientów prostytutek - Mężczyźni, dla których rozwiązaniem problemu incela jest rezygnacja z tradycyjnych, dobrowolnych relacji damsko-męskich na rzecz przedstawicielek najstarszego zawodu świata, wymieniający się poradami i opiniami o tego typu usługach.
Toksyczne grupy dla mężów - Kiedyś, prawdopodobnie szukając zabawnych memów o małżeństwie i związkach, przypadkiem trafiłem na Facebookowe grupy o nazwach typu “Jak poradzić sobie z pierdolniętą żoną?”. Spodziewałem się w najgorszym razie trafić na kiepskie, umiarkowanie mizoginistyczne dowcipy z brodą (o blondynkach, głupiej żonie czy teściowej). Okazało się jednak, że oprócz tego typu humoru można tam znaleźć okropne historie o patologicznych związkach, dyskusje okołorozwodowe i przede wszystkim masę negatywnych i toksycznych i komentarzy wymierzonych przeciwko kobietom. Grupy tego typu są co jakiś czas kasowane po zgłoszeniu naruszenia zasad, po czym jednak odradzają się pod nową nazwą.
Mentalność członków tych grup najprościej można opisać przez porównanie do Ala Bundy’ego - frustracja podobna do tej u radykalnych inceli, w wersji dla mężczyzn tkwiących w niesatysfakcjonujących związkach.
Manosfera nie jest więc monolitem ale raczej amalgamatem, czymś w rodzaju znanego ze świata komiksów multiwersum, w którym współistnieje wiele wszechświatów - w każdym z nich warianty tych samych postaci odgrywają różne role (raz bohaterów, raz złoczyńców), a każdy wariant uważa, że to jego świat jest tym jedynym prawdziwym.
Feministki kontra manosfera
Koncepcja Matrixa jest zaprzeczeniem dominującej w przestrzeni publicznej narracji o uprzywilejowanej pozycji mężczyzn i konieczności ciągłej walki o równouprawnienie kobiet. Z tego powodu, środowiska feministyczne zajadle krytykują wszystkie społeczności manosfery, w ten sposób udało im się wylansować określenie “toksyczna manosfera”.
Obie strony tego konfliktu mają trochę racji: mężczyźni nadal zarabiają więcej i mają lepsze możliwości rozwoju zawodowego, z kolei kobiety są bardziej uprzywilejowane w relacjach damsko-męskich.
Spójrzmy na poniższy wykres przedstawiający zależność wartości towarzyskiej (sexual market value) od wieku:
Jest to opracowanie własne autorstwa PUA Rollo Tomasiego, jednak na podstawie badań aktywności użytkowników portali randkowych (1, 2) można dojść do podobnych wniosków: szczyt atrakcyjności kobiet przypadający we wcześniejszym wieku oznacza ich uprzywilejowanie w relacjach damsko-męskich.
Co prawda mężczyźni później również mają swój szczyt, ale często nie daje im on specjalnych korzyści, gdyż w tym wieku są już dawno po ślubie - większość ludzi poznaje potencjalnych partnerów, chodzi na randki i chce się ustatkować przed trzydziestką, a więc w okresie relatywnie wyższej wartości towarzyskiej kobiet, które wg innego badania nawet uznając starszych mężczyzn za atrakcyjnych wolą jednak związać się z kimś w zbliżonym wieku.
Zmieniająca się w czasie wartość towarzyska partnerów w długim związku rzutuje na jego dynamikę i wzajemną pozycję obu partnerów. Po latach może to być przyczyną konfliktów oraz znanych zjawisk takich jak męski kryzys wieku średniego oraz rozwód i wymiana żony na “nowszy model”. Nie ma złotej recepty na uniknięcie tych problemów, ale myślę, że świadomość mechanizmów zmieniającej się w czasie wartości towarzyskiej może być tu pomocna.
Czy uprzywilejowana pozycja kobiet w relacjach damsko-męskich w jakiś sposób równoważy uprzywilejowaną pozycję mężczyzn na rynku pracy? Pod względem sprawiedliwości klasowej tak, natomiast takie ujęcie sprawy nie rozwiązuje problemów pojedynczych jednostek i podgrup będących w szczególnie niekorzystnej sytuacji, takich jak młodzi mężczyźni - nie wystarczy przecież wytłumaczyć “Tak, wasze koleżanki rzeczywiście mogą znacznie łatwiej znaleźć partnera niż wy, ale za to jak za parę lat pójdziecie do pracy to zarobicie średnio o 20% więcej!”.
Myślę, że zarówno przedstawiciele manosfery jak i feministki popełniają coś w rodzaju błędu poznawczego wąskiego kadrowania lub widzenia tunelowego: wychodząc od wspomnianych wyżej rzeczywistych przywilejów płci przeciwnej ekstrapolują związany z nimi resentyment na pozostałe obszary życia tworząc światopogląd, w którym one także wydają się być zawłaszczone przez płeć przeciwną.
Zarówno uprzywilejowanie kobiet w kwestiach relacji i związków jak i ich słabsza pozycja na rynku pracy w dużej części wynikają z biologii, szczególnie kwestii reprodukcyjnych. Osobiście uważam, że pełne równouprawnienie kobiet i mężczyzn we wszystkich sferach życiowych będzie możliwe jedynie po wdrożeniu technologii syntetycznej macicy, co w połączeniu z sztucznym zapłodnieniem in vitro umożliwi stworzenie fabryk dzieci, uwalniając kobiety od trudu, bólu i ryzyka naturalnej reprodukcji. W obliczu katastrofy demograficznej w państwach rozwiniętych możemy się tego doczekać szybciej, niż nam się wydaje.
“Alfa, Beta, Gamma …” - mruczy kocia mamma
Innym konceptem łączącym nurty Manosfery jest męska hierarchia zdefiniowana na wzór hierarchii panującej wśród niektórych gatunków zwierząt:
Alfa - Bardzo atrakcyjny mężczyzna, ekstrawertyczny, towarzyski i dominujący. Dobry kandydat na kochanka. Posiadaja ‘to coś’, co przyciąga kobiety. Co dokładnie? Zdania na ten temat są podzielone: wg inceli są to wrodzone cechy fizyczne (wysoki wzrost, męskie rysy twarzy), dla większości z nich nieosiągalne (jedynym skutecznym sposobem ich uzyskania są drogie i skomplikowane zabiegi operacyjne). Wg PUA, ‘to coś’ to pewność siebie i umiejętności społeczne, zdobyte naturalnie albo na drodze PUA. Jedną ze strategii rozwoju PUA jest właśnie ‘być bardziej alfa’.
Dostęp mężczyzny alfa do partnerek nie wynika tak jak u zwierząt bezpośrednio z dominacji nad innymi samcami, jednak jego wysoka pewność siebie czyni go naturalnym liderem grupy do której należy.
Inne określenia:PUA: Natural oraz MPUA (Master PUA)
Incele: Chad
Beta - Mężczyzna przeciętnie atrakcyjny fizycznie, posiadający dobry status społeczny i finansowy, mogący zapewnić partnerce stabilność i bezpieczeństwo. Dobry kandydat na stałego partnera w związku.
Jeden z mitów manosfery jest “alpha fux, beta bux” - kobiety najpierw chcą wyszaleć się z samcami alfa, a później ustatkować u boku samców beta (te bardziej niemoralne będą też zdradzać ich z samcami alfa).
W kontekście dynamiki grupowej może również oznaczać mężczyzn towarzyszących samcowi alfa o bardzo wysokim statusie społecznym, którzy grzejąc się w jego blasku również zyskują na atrakcyjności towarzyskiej.Delta - Zwykły mężczyzna, znajdujący się pośrodku hierarchii. Są raczej usatysfakcjonowani swoim poziomem relacji z kobietami, które prowadzą zgodnie z programem społecznym - są w stanie zbliżyć się do koleżanek ze szkoły, uczelni czy pracy i stworzyć długi, stały i w miarę szczęśliwy związek. Nie odczuwając ani szczególnych problemów ani korzyści z racji zajmowanej w hierarchii pozycji raczej nie interesują się tematami manosfery, natrafiwszy na nie często odrzucają je wybierając dalsze życie w Matrixie (Bluepill).
Gamma - Mężczyzna uzdolniony, przeciętny pod względem wyglądu i statusu, o niższych kompetencjach społecznych i obniżonym poczuciu własnej wartości. Jest bohaterem tragicznym - chce, ale nie może. Jego frustracja wynika z dysonansu poznawczego pomiędzy podejmowanymi wysiłkami i sukcesami osiąganymi w innych sferach życia a kiepskimi relacjami damsko-męskimi. Często introwertyk, indywidualista, intelektualista lub romantyk.
Gamma dzięki pracy i awansowi społecznemu może stać się atrakcyjnym dla kobiet pragnących się ustatkować samcem beta, natomiast wg PUA rozwijając umiejętności społeczne ma szansę nawet stać się samcem alfa.
Inne określenia:PUA: AFC (Average Frustrated Chump)
Incele: Incel
Omega - Mężczyzna o najgorszym wyglądzie, najniższym statusie społecznym i bardzo kiepskich relacjach z kobietami lub ich braku. Problemy psychiczne, życie w patologii społecznej, brak kapitału społecznego, kulturowego i finansowego oraz niska motywacja do zmian stawiają go na przegranej pozycji.
Inne określenia:PUA: BAFC (below AFC)
Incele: Truecel, Forever Alone
Sigma - Samotny wilk, czyli introwertyczny odpowiednik samca alfa. Niezależny, samodzielny, kompetentny i pewny siebie. Nonkonformista świadomie starający się funkcjonować poza hierarchią tworzoną przez pozostałe typy samców. Posiadając niektóre cechy samca alfa może być również atrakcyjny dla kobiet akceptujących jego introwertyzm. Możemy do nich również zaliczyć MGTOW.
Samiec sigma jest najnowszą i najczęściej krytykowaną postacią w manosferycznej hierarchii. Według części środowiska inceli nie istnieje, a jego koncepcja jest kłamstwem wymyślonym przez trenerów PUA próbujących stworzyć wizję pewnego siebie, niezależnego i atrakcyjnego mężczyzny, która wydawałaby się bardziej osiągalna dla pewnej części ich potencjalnych klientów (introwertycznych mężczyzn gamma), którym nie odpowiadała lansowana wcześniej propozycja przemiany w dominującego i ekstrawertycznego samca alfa.
Czy manosferyczna hierarchia naprawdę istnieje? W pracy inżyniera i analityka co jakiś czas powraca do mnie jak jak mantra słynna myśl profesora statystyki George’a Boxa:
Dyskusja o realnym istnieniu klas samców alfa, beta i gamma może więc przypominać dyskusję o realnym istnieniu klasy średniej, Boomerów i Millenialsów albo trójkątów i kwadratów. Przyjmując argumenty typu “Każdy mężczyzna jest inny, nie można szufladkować i generalizować” można byłoby równie dobrze zdyskredytować dowolny inny model, np. geometrię Euklidesową: “Opisywanie geometrii za pomocą trójkątów, kwadratów i prostokątów nie ma sensu, bo przecież na płaszczyźnie można wykreślić miliony innych figur których nie można będzie opisać w ten sposób”.
Uważam, że koncepcja męskiej hierarchii może być użytecznym modelem społecznym, jeśli weźmiemy poprawkę na kilka jego założeń:
Jako wytwór manosfery tworzonej głównie przez mężczyzn gamma, model hierarchii może być nastawiony tendencyjnie wobec pozostałych grup w nim uwzględnionych.
Defetystyczni incele uważający się za mężczyzn omega zapominają o ciężkich i realnych problemach z którymi na co dzień muszą mierzyć się mężczyźni o najniższym statusie społecznym (pokazuje je m.in. kultowy reality show “Chłopaki do wzięcia”). Sam fakt egzystencji w manosferze wg mnie świadczy o pewnym minimalnym kapitale intelektualnym i zdolności krytycznego myślenia i plasuje delikwenta w grupie co najmniej mężczyzn gamma.
Bardzo ważnym elementem całej układanki jest grupa mężczyzn delta. Zgodnie z zasadą rozkładu normalnego stanowią oni najliczniejszą grupę, reprezentującą normę społeczną i wartość bazową. Pozostałe grupy reprezentujące skrajności rozkładu powinny być opisywane w odniesieniu do nich.
Niektóre opisy hierarchii pomijają tą grupę jako przypadek domyślny, najmniej interesujący i odrzucający manosferę (Bluepill). Jednak takie modele hierarchii są wybrakowane i przedstawiają fałszywy obraz składający się z samych skrajności.
Z pamiętnika incela - cz. 2
Jako nastolatek byłem więc typowym samcem gamma. Większość moich kolegów z okresu nie rozumiała moich problemów i słysząc o nich udzielała porad typu “Nie ma co się spinać i napalać / na pewno kiedyś kogoś znajdziesz / wszystko się ułoży” itd. Było to typowe niezrozumienie problemów samca gamma przez samców delta, dla których związek i miłość były czymś, co przychodzi łatwo, naturalnie i samoczynnie. Koledzy o charakterze bardziej zbliżonym do gamma lepiej rozumieli moje problemy (sami często doświadczając podobnych), ale podobnie jak ja nie dysponowali żadnymi dobrymi rozwiązaniami.
Mając na co dzień kontakt jedynie z samcami delta i gamma miałem niepełny obraz męskiej hierarchii. Opowieści o mężczyznach mających duże powodzenie wśród kobiet były dla mnie abstrakcją, fikcją i bajką stworzoną przez popkulturę. Idea mężczyzny atrakcyjnego dzięki możliwości zapewnienia partnerce stabilizacji, bezpieczeństwa i statusu społecznego kojarzyła mi się natomiast z mało wartościowymi kobietami “lecącymi na kasę”. Koncepcje mężczyzn alfa i beta wydawały mi się więc nierealistyczne i zarezerwowane dla wąskiego grona bogaczy i celebrytów. Nie uznawałem więc żadnej z nich za ewentualny kierunek rozwoju i cel możliwy do osiągnięcia.
Mój pierwszy kontakt z manosferą zmienił jednak moje postrzeganie tych kwestii, rozpoczynając okres bardzo dynamicznych zmian w moim życiu…
Czytaj dalej: Epizod 2: Teoria Wielkiego Podrywu
Jeśli podoba Ci się ten tekst i koncepcja newslettera, zapraszam do subskrybowania oraz udostępnienia poniżej. Komentarze i sugestie mile widziane - zapraszam również do kontaktu przez Facebook lub LinkedIn.