Tajemnice Manosfery. Ep. 5: Patoinceligencja
O tym, czym różni się incel od incelisty, oraz jak nieznajomość zasad statystyki szkodzi.
Z serii Tajemnice Manosfery
Epizod 5: Patoinceligencja
W tym odcinku Tajemnic Manosfery: parę słów o problemie mimowolnego celibatu, radykalnych społecznościach inceli oraz konsekwencjach mieszania jednego z drugim.
Czas potrzebny na przeczytanie: ok. 13 min.
Z pamiętnika (byłego) incela - cz. 7
Minęło kilka lat od zakończenia mojej przygody ze społecznością PUA. Czytając jakiś zagraniczny felieton z wielkim zdziwieniem odkryłem, że społeczność PUA której tak wiele zawdzięczałem zaliczono do grupy męskich subkultur nazwanej “toksyczną" manosferą, stawiając ją w jednym szeregu z toksycznymi i mizoginistycznymi radykalnymi incelami…
Incel incelowi nierówny
Z lekcji religii pamiętam naukę o kręgach kościoła skupiających wszystkich ludzi mających szansę dostąpić zbawienia: kościół katolicki stanowiący najbardziej wewnętrzny krąg, otoczony kolejno kręgami kościołów chrześcijańskich, wyznawców innych religii oraz “ludzi dobrej woli”.
Strukturę społeczności inceli możemy opisać za pomocą podobnych kręgów:
Zewnętrzny krąg stanowią incele w dosłownym znaczeniu tego słowa - mężczyźni nieaktywni seksualnie, żyjący w mimowolnym celibacie.
Kolejny krąg to incele wyznający radykalną ideologię - incelizm. Różni się on od bycia incelem tak samo jak nacjonalizm, islamizm i feminizm różnią się odpowiednio od bycia obywatelem, muzułmaninem i kobietą.
Esencją incelizmu jest mizoginistyczne przekonanie, o tym, że to nie sami incele a kobiety, oraz wdrażane na ich życzenie przemiany społeczne są odpowiedzialne za to, że młodzi mężczyźni muszą żyć w mimowolnym celibacie. Internetowe społeczności inceli skupiają właśnie wyznawców ideologii incelizmu.
Najbardziej wewnętrzny krąg stanowi Blackpill - incele (a właściwie inceliści) o najbardziej radykalnym, fatalistycznym i defetystycznym nastawieniu. Blackpillowcy nie widzą dla siebie szans wyjścia ze stanu mimowolnego celibatu i są przekonani, że są skazani na wieczną samotność.
Brak rozróżnienia tych trzech grup - inceli, incelistów i blackpillowców - utrudnia dyskusję na temat ich problemów. Pojęcie ‘incel’ jest bowiem powszechnie używane do określenia każdej z tych grup.
Płynąca ze strony progresywnych lewicowych i feministycznych środowisk krytyka inceli w rzeczywistości dotyczy incelistów (oraz należących do niej blackpillowców).
Jako dosyć niszowa subkultura inceliści mają nieproporcjonalnie duży wpływ na debatę o polityce obyczajowej (przynajmniej w USA). Dla środowisk progresywnych są oni kimś jak Emmanuel Goldstein z Roku 1984 Orwella - straszakiem będącym przedmiotem seansów nienawiści i motywującym do zwarcia szyków (“Musimy dalej nieustępliwie walczyć o prawa kobiet, inaczej przyjdą ci wstrętni incele i nas zjedzą”), niezależnie od tego czy naprawdę istnieje i stanowi realne zagrożenie.
Wszyscy byliśmy incelami
Obraz incela niebędącego incelistą prezentowany w kulturze masowej (najczęściej w komediach) jest natomiast umiarkowanie pozytywny. Zarówno młodsi incele (w komediach o nastolatkach - American Pie, Supersamiec) jak i ci trochę starsi (fizycy z Big Bang Theory, role Steve’a Carrella z komedii 40-letni prawiczek i Kocha, lubi, szanuje) są bohaterami tragicznymi, zasługującymi bardziej na współczucie niż potępienie, a często także na szacunek, jeżeli ostatecznie udaje im się dokonać wewnętrznej przemiany i w efekcie albo “zaliczyć”, albo przynajmniej (zgodnie z dominującą w kulturze bluepillową narracją) odkryć, że zanim pomyśli się o seksie, należy być miłym facetem, otworzyć się emocjonalnie i wejść w stały związek z wybranką.
W pewnym sensie, doświadczenie bycia incelem jest uniwersalne dla niemal wszystkich mężczyzn. Dorastający chłopiec osiąga dojrzałość płciową pomiędzy 12. a 16. rokiem życia, prawie nigdy nie jest on jednak w stanie od razu w pełni zaspokoić swoich nowo ujawnionych potrzeb, gdyż od tego momentu do inicjacji seksualnej statystycznie upływa kilka lat - spójrzmy na poniższe dane z badania przeprowadzanego w USA w latach 2017-2019:
Nie widać istotnej różnicy między wiekiem inicjacji mężczyzn i kobiet: w wieku 18 lat ok. połowa jest “już po”, w wieku 20 lat inicjację przed sobą ma nadal ok. 30%, w wieku 22 lat 20%. Dla zainteresowanych, polecam całą metaanalizę Alexandra z Date Psychology z której zaczerpnąłem powyższy wykres.
Co więcej, powyższe wyniki dotyczą “zgniłego zachodu”, liberalnej Ameryki, kraju w którym rewolucja seksualna rozpoczęła się i zatoczyła najszersze kręgi. Nie znalazłem aktualnych wyników krajowych badań, ale przypuszczam, że w katolickim, choć zlaicyzowanym kraju jakim jest Polska obie krzywe na wykresie położone są trochę wyżej.
Jednak inicjacja często nie jest ostatecznym rozwiązaniem kwestii mimowolnego celibatu; wielu młodych mężczyzn potrzebuje kolejnych kilku lat, aby znaleźć się w sytuacji życiowej zapewniającej ciągłą i regularną aktywność seksualną - najczęściej w związku ze stałą partnerką. W efekcie oznacza to trwający od kilku do kilkunastu lat okres mniejszej lub większej seksualnej frustracji - hormony buzują, ale potrzeby, które wywołują są w najlepszym razie zaspokajane nieregularnie, w najgorszym zaś stłumione lub zaspokajane w sposób sztuczny - na własną rękę - często z pomocą pornografii.
Fundamentem praktycznie wszystkich ludzkich społeczności i cywilizacji (nawet prymitywnych) jest rodzina - podstawowa komórka społeczna składająca się monogamicznej pary małżonków oraz ich dzieci. Obdarzenie instytucji małżeństwa monopolem na rozrodczość i seksualność historycznie tworzyło nierozerwalne więzi pomiędzy małżonkami oraz ich dziećmi.
Frustracja młodych ludzi dojrzałych płciowo, ale niedojrzałych społecznie do małżeństwa wydawała się więc dla społeczeństwa niewygórowaną ceną za możliwość stworzenia trwałego i skutecznego porządku społecznego, w jakim żyjemy do dzisiaj. Samotne matki, rozwodnicy i rodzin patchworkowe kojarzą się nam obecnie nie z nowym, obiecującym modelem rodziny, a problemami wynikającymi z nieudanych prób stworzenia rodziny na wzór tradycyjny. Eksperymenty społeczne takie jak coparenting czy kolektywne wychowanie dzieci w kibucach (żydowskich PGRach) nie powiodły się.
Rewolucja seksualna, antykoncepcja i laicyzacja z jednej strony uczyniły seks przedmałżeński względnie akceptowalnym, z drugiej jednak wydłużyły realny okres uzyskiwania dojrzałości społecznej wymaganej do małżeństwa: kiedyś śluby pełnoletnich nastolatków były na porządku dziennym, dziś średni wiek nowożeńców zmierza w kierunku kryzysowego wieku trzydziestu lat.
Ponadto, fundament jakim jest instytucja rodziny został zdekonstruowany jedynie częściowo; nadal stoimy w rozkroku pomiędzy tradycją a libertynizmem, doświadczając wad obu systemów. Jedną z nich są podwójne standardy, nagradzające wstrzemięźliwość seksualną młodych kobiet i piętnujące ją w przypadku mężczyzn. Dla młodych kobiet, również mogących odczuwać seksualną frustrację, zapewniają one nagrodę pocieszenia, jednak dla mężczyzn to dodatkowe obciążenie.
Możliwe, że znajdujemy właśnie się w okolicach szczytu seksualnej krzywej Laffera oznaczającego największe trudności w osiągnięciu pełnej aktywności seksualnej. W tradycyjnym systemie nastolatkowie bardzo szybko zawierali małżeństwa (często ze wsparciem lub nawet przymusem ze strony rodziców i swatów), w libertynizmie do którego od wielu lat powoli zmierzamy nie będzie żadnych barier: każdy z każdym, hulaj dusza, piekła nie ma. Natomiast w tym przejściowym okresie luzowania norm obyczajowych jest trudniej niż w punktach na obu końcach skali.
Magiczna inicjacja
Rozkład więzi międzypokoleniowych spowodował zniknięcie tradycyjnych rytuałów inicjacji, w ramach których starsi mężczyźni zabierali dorastającego chłopca od ojca i matki a następnie poddawali go próbom i wyzwaniom uczącym go pokory i samodzielności. Rytuały te do dziś są kluczowym elementem kultury wielu tradycyjnych społeczności, jednak w rozwiniętych krajach procesy i instytucje pełniące podobną funkcję zostały zlikwidowane (np. obowiązkowa służba wojskowa) albo kulturowo zmarginalizowane (np. bierzmowanie).
Dorastający chłopcy instynktownie nadal poszukują rytuałów inicjacji. Sporty ekstremalne, bijatyki, szaleńcza jazda samochodem, skakanie na główkę do płytkiej wody, alkohol i narkotyki oraz Tiktokowe wyzwania zastępują tradycyjne rytuały inicjacji wymagające odwagi i oswojenia się z bólem i niebezpieczeństwem.
Natomiast pornografia i seksualizacja przekazu w mediach tradycyjnych i społecznościowych sprawia, że pokonywanie kolejnych granic fizycznego zbliżenia staje się rytuałem mającym sprawdzić dojrzałość emocjonalną, umiejętności społeczne oraz wytrwałość. Według eseisty Williama Deresiewicza, dla młodego mężczyzny przekonanie kobiety aby poszła z nim do łóżka jest jak włamanie do sejfu: rozumie, że teoretycznie to możliwe, ale nie ma pojęcia jak się do tego zabrać.
Truecel - prawdziwy, stuprocentowy incel - to “kissless, hugless, handholdless virgin”; ktoś, kto nigdy nie dotarł do żadnej bazy - nie zaznał żadnej formy fizycznej bliskości z kobietą. O ile kwestie inicjacji seksualnej i współżycia nastolatków nadal mogą budzić kontrowersje, o tyle brak bliższych relacji i kontaktów fizycznych w formie bezpieczniejszej, akceptowalnej lub wręcz uznawanej za normalną w tym wieku może słusznie budzić obawy o poziom rozwoju społecznego oraz stan psychiczny młodego człowieka pozbawionego tego typu doświadczeń.
Należąca do manosfery i opisana w poprzednich epizodach społeczność artystów podrywu - PUA - jest w pewnym sensie protezą zastępującą młodym mężczyznom bliski krąg starszych mężczyzn prowadzących tradycyjne inicjacyjne rytuały, zorganizowaną wokół nowego rytuału inicjacji polegającego na pokonywaniu granic seksualności.
Myślę, że to nie frustracja seksualna a właśnie uczynienie z seksualności nowego męskiego rytuału inicjacji jest główną przyczyną obserwowania zjawiska problemów incela, incelizmu i blackpill. Paradygmat męskiego rytuału inicjacji jest naprawdę głęboko zakorzeniony w naszej świadomości zbiorowej. Poddanie się próbie i poniesienie porażki albo, co gorsza, okazanie się niegodnym przystąpienia do rytuału inicjacji - to prawdziwy wstyd i hańba.
Młody mężczyzna w tej sytuacji desperacko poszukuje wsparcia. Jeśli nie znajdzie go w gronie rodziny i przyjaciół, może ostatecznie znaleźć je albo w osobach mizoginistycznych patoinfluencerów pokroju Andrew Tate’a, albo wśród internetowej społeczności incelistów.
Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet
Wrzucenie zarówno artystów podrywu - PUA - jak i społeczności incelistów do jednego worka zwanego manosferą zdziwiło mnie, gdyż incele i PUA żyją jak pies z kotem. Według incelistów PUA to trenerzy oszukujący i wyciągający pieniądze od biednych inceli i promujący metody i podejścia które zwyczajnie nie działają.
Antagonizmów pomiędzy PUA a incelistami jest więcej. Pomimo iż zdarzają się wśród PUA czarne owce traktujące kobiety przedmiotowo, to jednak co do zasady “prawdziwy PUA kocha kobiety”. Inceliści są natomiast najbardziej mizoginicznym odłamem manosfery. Określają kobiety pojęciami takimi jak “femoid” (kobiecy android - istota zimna, mechaniczna i bezduszna) lub nawet “toilet”.
Odmienny stosunek obu społeczności do kobiet wiąże się z ich podejściem do problemu manosfery - przewagi młodych kobiet nad młodymi mężczyznami w kwestii statusu społecznego i atrakcyjności towarzyskiej. Inceliści obarczają kobiety odpowiedzialnością za taki stan rzeczy i własne niepowodzenia i stawiają się w roli ofiar (niektórzy z uznają odmowę seksu za “odwrotny gwałt”). Z kolei dla PUA, kobiety nie są sprawcami ale w pewnym sensie również ofiarami - pragną poznawać silnych, pewnych siebie i atrakcyjnych mężczyzn, którzy potrafią podejść, zauroczyć i poprowadzić w relacji i związku, ale często, nie będąc w stanie znaleźć takiego partnera, zmuszone są pójść na kompromis. Pragmatyzm PUA sprawia, że skupiają się na rozwiązaniu problemu, zamiast szukać i piętnować winnych, co najwyżej stwierdzając, że za problemy zarówno kobiet i mężczyzn odpowiada siła wyższa - “system” bądź “program społeczny”.
Rozwiązaniem problemu manosfery proponowanym przez PUA był samorozwój i rozwijanie umiejętności społecznych mężczyzn. Incelistyczny mizoginizm jest propozycją rozwiązania odwrotnego: zniszczenia wysokiego statusu społecznego młodych kobiet.
Tak jak w przyadku PUA, incelistyczny światopogląd również ewoluował na przestrzeni lat. Świadectwem tej ewolucji jest PSL - nie chodzi tu bynajmniej o żadne ludowe stronnictwo, a o sekwencję powstających kolejno incelistycznych społeczności internetowych:
PUAhate.com - nienawiść do PUA.
Sluthate.com - nienawiść do kobiet, szczególnie tych bardzie wyzwolonych.
Lookism.net - nienawiść do lookismu, czyli dyskryminacji nieatrakcyjnych mężczyzn.
Looksmax.org - Looksmaxxing, czyli poprawianie atrakcyjności fizycznej.
Patoinceligencja
Incelizm, podobnie jak sama manosfera, nie jest spójną ideologią, ale luźnym zbiorem teorii i hipotez, często sprzecznych ze sobą. Wiele z tych teorii podpartych jest uzasadnieniem wychodzącym od psychologicznych, socjologicznych i seksuologicznych badań naukowych (często traktowanych wybiórczo) oraz analiz dzieł kultury masowej, poddanych pseudonaukowej dyskusji obarczonej błędami logicznymi i poznawczymi. W ten sposób inceliści są w stanie uzasadnić nawet tak absurdalne hipotezy jak dogpill - koncepcja według której kobiety zamiast z mniej atrakcyjnymi facetami wolą sypiać z… psami.
Wiodącą w tym środowisku teorię lookismu podsumowuje poniższa infografika:

Spójrzmy na wyniki badań przeprowadzanych wśród użytkowników portali randkowych z bestsellera Christiana Ruddera Dataclysm:
Rozkład kobiecych ocen męskiego wyglądu jest wyraźnie prawoskośny, natomiast rozkład męskich ocen kobiet jest zbliżony do normalnego.
Incelistyczna interpretacja tych danych brzmi: “Kobiety oceniają większość mężczyzn jako poniżejprzeciętnie atrakcyjnych - to nieuczciwe!”. Jest to jednak błędna interpretacja wynikająca z niezrozumienia idei rozkładów statystycznych oraz ich miar takich jak średnia, mediana i środek rozstępu (środek skali wykresu; średnia z minimum i maksimum), podobna trochę do tradycyjnego polskiego narzekania po ogłoszeniu wartości przeciętnego wynagrodzenia przez GUS: “Panie, kto tyle zarabia?”.
Myśląc o rozkładach cech naturalnych intuicyjnie przychodzą nam na myśl symetryczne rozkłady normalne o średniej i medianie wypadającej równo na środku skali. Inceliści dodatkowo wskazują na rozkład męskich ocen który wygląda właśnie tak - “prawidłowo” i “uczciwie” - i nie rozumieją, że nie wszystkie rozkłady muszą być normalne i symetryczne. Nie dostrzegają też tego, że w przypadku niesymetrycznego rozkładu punktem odniesienia do określenia tego, jak wygląda “przeciętnie” atrakcyjny mężczyzna nie jest związany sztywno ze skalą środek rozstępu, tylko średnia lub mediana, które wraz z resztą rozkładu przesunięte są w lewo, bliżej początku skali.
Pod wpływem fałszywych wniosków z tej analizy inceliści uważają, że kobiety w wyrachowany sposób wolą rywalizować o niewielką grupę atrakcyjnych i przystojnych mężczczyzn zamiast związać się z kimś o analogicznym poziomie atrakcyjności, co znacznie utrudnia przeciętnym mężczyznom znalezienie partnerki:

Teoria wielkiego wyglądu
Idąc za ciosem, inceliści rozwinęli tzw. looks theory - pseudonaukowe rozważania o zależności między cechami wyglądu a atrakcyjnością.
Zagadnienia estetyki rozważali już starożytni filozofowie, Platon i Arystoteles. Poszukiwanie racjonalnej odpowiedzi na odwieczne pytanie “Czym jest piękno?” wydaje się więc czymś racjonalnym i zasadnym - szczególnie obecnie, w czasach seksualizacji przekazu medialnego wpędzającego w depresję młodych ludzi porównujących się z nierealistycznymi standardami piękna.
Według looks theory, niezwykle istotny wpływ na atrakcyjność ma kształt czaszki i szczęki - zarówno w przypadku mężczyzn (“czaszka cieniasa” i “czaszka wojownika”) jak i kobiet (“czaszka wiedźmy” i “czaszka anioła”).
Inceliści zwracają także uwagę na to, że cechy atrakcyjne u kobiet nie są związane jedynie z młodością i płodnością, ale także z neotenią - zdolnością do zachowania cech dziecięcych w dorosłości. Elementem kobiecej (ale nie męskiej) atrakcyjności jest urokliwość (cuteness) - cecha, która sprawia, że przyjemnie jest oglądać i opiekować się istotami o cechach dziecięcych, nawet u innych gatunków: szczeniaczek, kotek i kurczaczek budzą w nas przyjemniejsze uczucia niż dorosły pies, kot i kogut.
Te same neoteniczne cechy są jednak nieatrakcyjne u mężczyzn, co tłumaczy np. dlaczego dorastający chłopcy nie chcą jeździć na rowerach i deskorolkach w kaskach - wyglądają w nich dziecinnie, i to nie w przenośni (“boisz się, że rozbijesz sobię głowę, jak małe dziecko”) a dosłownie - duża głowa jest cechą neoteniczną.
Kobiece zabiegi kosmetyczne i estetyczne często polegają na uwydatnieniu cech dziecięcych takich jak gładka skóra (kosmetyka), brak owłosienia (depilacja), duża głowa (fryzury), duże oczy i usta (makijaż), mały nos i uszy (operacje plastyczne), małe stopy (krępowanie stóp w Chinach, także buty na obcasach) oraz drobna, szczupła sylwetka (fitness).
Neotenia funkcjonuje także w języku: nazwanie młodej dorosłej kobiety “dziewczyną” (po angielsku oprócz “girl” mamy także “baby”/”babe”) jest odbierane pozytywnie, natomiast dorosły mężczyzna nazwany “chłopcem” poczuje się poniżony. Dotyczy także zachowania - dorosłe “chłopaki nie płaczą”, natomiast kobiety statystycznie płaczą tak często, jak dwunastoletni chłopcy. Podobnie możemy tłumaczyć opisaną przeze mnie wcześniej różnicę w okazywaniu szczęścia pomiędzy kobiecą ekstrawertyczną radością, a męską introwertyczną dumą.
Jednak incelistyczne rozważania o estetyce najczęściej służą nie poprawieniu poczucia własnej atrakcyjności zaniżonego przez wpływ kultury masowej, a szukaniu u siebie wad mogących stanowić usprawiedliwienie ich wyuczonej bezradności. Świadczyć może o tym sam fakt uznania za kluczowe dla atrakcyjności cech takich jak rysy twarzy, wzrost i kolor skóry. Cechy te zależne są od genetyki i nie można ich łatwo poprawić, przynajmniej bez drogich i ryzykownych zabiegów operacyjnych.
W kwestiach rasy inceliści często uważają, że trawa jest bardziej zielona po drugiej stronie: czarni inceliści i azjaci wskazują na badania użytkowników serwisów randkowych wskazujące, że “wystarczy być białym”, natomiast wśród białych inceli wciąż żywy jest pornograficzny mit kobiecych fantazji o rosłym i hojnie obdarzonym przez naturę murzynie.
Dla porównania, pragmatyczni PUA podkreślają wpływ sylwetki, którą można poprawić relatywnie łatwo, stosując dietę i ćwiczenia, natomiast dezawuują wpływ rysów twarzy, wzrostu i rasy, przekonując, że pewny siebie, doświadczony i dbający o siebie PUA może poderwać nawet najpiękniejszą kobietę niezależnie od rysów twarzy, wzrostu i koloru skóry.
Część incelistów wierzy w szansę poprawę swojego losu, jednak nienawiść do PUA i ich metod sprawia, że zamiast na samorozwoju połączonym z praktyką poznawania kobiet skupiają się na poprawie innych czynników zwiększających ich szanse: wyglądu (looksmaxxing), statusu społecznego (statusmaxxing) oraz zdrowia psychicznego (therapymaxxing).
“Maxxowanie” może dotyczyć także zmiany miejsca zamieszkania (np. SEAmaxxing - South-East-Asia-maxxing: wyjazdy do krajów takich jak Filipiny i Tajlandia, w których przeciętny biały mężczyzna z Ameryki lub Europy jest kimś niezwykle bogatym, wysokim i atrakcyjnym) a nawet płci (trannymaxxing - według niektórych incelistów wiele transkobiet w poprzednim wcieleniu było właśnie incelami).
Najczarniejszy scenariusz
Najgorszą opcją spośród spektrum zarówno incelizmu jak i całej manosfery jest blackpill - fatalistyczny i defetystyczny pogląd o braku możliwości poprawy relacji z kobietami.
Blackpillowa społeczność stanowi dla wielu jej członków grupę wsparcia - dzięki niej uznawszy blackpillową konkluzję nie muszą znosić tego cierpienia w samotności. Z drugiej strony, podobnie jak islamizm, blackpill jako radykalna ideologia doprowadza niektóre jednostki do krawędzi załamania, a w konsekwencji do tragedii.
Conajmniej kilkanaście strzelanin i masowych zabójstw z ostatnich lat określono jako formy terroryzmu mizoginistycznego, wymierzonego przez męskich sprawców przeciwko kobietom.
Najbardziej znanym zamachem incelistycznym były ataki w Isla Vista z 2014 roku będące dziełem Elliota Rodgera, który zabił siedem osób (w tym siebie) oraz ranił czternaście na terenie kampusu Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara. Rodger był aktywnym członkiem internetowych społeczności incelistów, w trakcie zamachu opublikował w internecie swój blackpillowy manifest.
Postać Rodgera do dziś budzi kontrowersje w społeczności incelistów: większość dystansuje się od jego dokonań, inni jednak skrycie podziwiają go i są wdzięczni za to, że to dzięki niemu incele zaistnieli w debacie publicznej.
Innym przykładem straszliwego spustoszenia jakie w psychice może wyrządzić blackpill jest historia autystycznego vloggera Baraka TV, który popełnił samobójstwo dokonując samospalenia.
Baraka pozostawił po sobie ostatnią wiadomość o treści “WOMEN ALL FIND ME PHYSICALLY UGLY”. Czy miał rację? Możecie ocenić sami - osobiście uważam, że jednak trochę brakowało mu do będącego archetypem prawdziwego incela - truecela - słynnego człowieka-słonia, a do tragedii doprowadziły go cielesne zaburzenia dysmorficzne (dysmorfofobia) będące konsekwencją pogrążenia się w radykalnej blackpillowej ideologii.
Nie taki incel straszny, jak go malują
Incele - samotni i pragnący miłości i zrozumienia.
Inceliści - nienawidzący kobiet, ale poza tym względnie nieszkodliwi.
Blackpillowcy - zdesperowani i groźni dla innych oraz samych siebie.
Wszystkie te grupy są dziś zbiorowo określane mianem inceli i odsądzane od czci i wiary przez krytyków.
Niemal każdy mężczyzna chociaż przejściowo odczuwał trudy mimowolnego celibatu. Brak rozróżnienia pomiędzy incelami, incelistami a blackpillowcami sprawia, że choć miażdżąca krytyka wymierzona jest w incelistów, to “zwykli” incele również obrywają rykoszetem, co dodatkowo pogarsza ich samoocenę i utrudnia wyjście z tej trudnej sytuacji, a w niektórych przypadkach może nawet popychać ich w stronę radykalnych środowisk.
We wspomnianym wcześniej eseju, William Deresiewicz sugeruje, że nawet nienawistni inceliści - “unfuckable hate nerds” - potrzebują zrozumienia i pomocy, a krytyka tego środowiska tylko nakręca spiralę nienawiści i nie prowadzi do rozwiązania problemów żadnej ze stron.
Jeśli podoba Ci się ten tekst i koncepcja newslettera, zapraszam do subskrybowania oraz udostępnienia. Komentarze i sugestie mile widziane - zapraszam również do kontaktu przez Facebook lub LinkedIn.
Ciekawe ujęcie tematu, po raz pierwszy spotykam się z taką klasyfikacją: incele, incelsi, blackpillowcy. Podział trafny, ale w moim odczuciu za mało zniuansowany. Bo przecież można być incelem przyjmującym tylko niektóre założenia składające się na black pill (np. te bazujące na psychologii ewolucyjnej), który jako całość razi przede wszystkim mizoginią. Można być volcelem (kimś, kto z własnej woli żyje w celibacie, bo np. wie, że nie ma szans u kobiet spoza swojej ligi, a jego własna liga go nie interesuje). Jak wszędzie indziej w przyrodzie, tak i tutaj mamy do czynienia z całą gamą odcieni :)